Paweł Chmielewski
("Projektor" - 6/2017)
Publicznie wszystkich namawiam do ściągania wszystkich
moich obrazków z Internetu. One istnieją w pdf-ach, na torrentach, a dzięki
temu nie mam żadnych obiekcji, żeby ściągać od innych. Jestem za kulturą wolną,
niezależną i dostępną. Artysta, zaś zawsze się wyżywi, bo z reguły większość
artystów lubi makaron. Tako
rzecze Grzegorz Rosiński.
Fragment wypowiedzi autora rysunków m.in. do „Thorgala”,
najlepiej znanego na Zachodzie spośród polskich twórców komiksowych, wybrałem,
nie tylko jako punkt wyjścia do impresji o tegorocznym Międzynarodowym
Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, ale dość trafne oddanie klimatu trzydniowej
imprezy. Cytaty pochodzą z zapisu spotkania wokół premiery drugiego tomu
antologii „Relax”. Dalej było jeszcze ciekawiej: W Polsce żyją bardzo
utalentowani artyści, ale z przyczyn bardzo różnych okoliczności nie potrafią
stworzyć długiej i spójnej serii. Nie mamy, w przeciwieństwie, do Francji,
Belgii i innych krajów Zachodu tradycji polskiego komiksu, który oparty jest na
seriach. Jesteśmy mistrzami krótkich historii. Można na chwilę zatrzymać
się nad słowami mistrza – wprawdzie seria przygód „Thorgala” liczy trzydzieści
pięć tomów, a „Asterix i Obelix” nawet dwa więcej, ale surrealistyczne księgi
Papcia Chmiela o Tytusie, Romku i A’Tomku (wychodzące w formie książkowej od
1966 roku) liczą już trzydzieści jeden zeszytów. Krótszych serii (kilka,
maksymalnie kilkanaście zeszytów): „Osiedle Swoboda”, „Yorgi”, „Jeż Jerzy”,
„Bler” w Polsce wydaje się lub wydawało bardzo wiele. W słowach Rosińskiego –
będących olbrzymim skrótem – odnalazłbym jednak inną paralelę komiksu i zasad
rynkowych w Polsce. Bardzo zresztą widoczną w na łódzkim festiwalu. Warto
przypomnieć, że komiks Goscinny’ego i Uderzo (przynajmniej pierwsze albumy) był
wydawany początkowo przy wsparciu państwowych dotacji, a dziś obaj woje z
galijskiej wioski są uznawani za dobro narodowe i rewelacyjne narzędzie
promocji francuskiej kultury. Wreszcie zachodni odbiorca jest przywiązany do
serii i z radością kupuje roczne, dwuletnie zeszyty, gdy u nas wciąż czuć
presję nowości. Album obecny na rynku kwartał już jest archeologiczną
ciekawostką.
Ten „polski syndrom” – jak w kropli wody pod mikroskopem –
widoczny był na MFKiG, jeśli widzowie kupują zeszyt, to tylko taki, którego
autor jest obecny przy stoisku lub strefie autografów. Komiks bez autografu (w
formie rysunku) nie ma już większej wartości. Bardzo podobnie działać zaczęły
targi książki – nowość bez podpisu przestaje być kupowana. Stąd ta, nawet
momentami nadprodukcja autorów na festiwalach i targach. Z drugiej strony
wymusza to na organizatorach z Łodzi ciągłą rotację, poszukiwanie, zaproszenia
dla nowych, wciąż nowych artystów. Obok nowości ten festiwal to neorenesans
starych serii. Nie mam na myśli tylko antologii odnowionego „Relaxu”, tłoku
przy stoiskach z wydaniami „Świata Młodych” i powodzenia serii o Lucky Lucku.
Przede wszystkim przyjazd największej gwiazdy festiwalu – Jima Lee, który
promował serię DC Comics „Odrodzenie” będącą rewitalizacją dawnych bohaterów i
ich wrogów.
Gdzieś na obrzeżach tej łupinki orzecha (całe centrum,
poza chwilowym pobytem Jima Lee, strefą autografów, konkursem cosplay), której
centrum zajęły gry komputerowe, trzeba szukać miejsca, poza celebrytyzmem,
wielkimi światowymi premierami, renesansem starych serii i kompletną
niszowością. Może sposobem jest wydawnictwo Rafał Szłapy, który od lat sam
pisze scenariusze i rysuje Blaira, drukuje i potem osobiście rozprowadza
zeszyty? Może jak niemiecki rysownik Ingo Romling, ignorować system numerków i
kolejki, siąść poza autografową zoną i tam podpisywać cały dzień albumy. Gdzieś
w tym krajobrazie giną nieliczne wystawy w Atlas Arenie. Pozostałe są
pokazywane w innych częściach miasta i ta decyzja budzi we mnie uczucia, co
najmniej ambiwalentne. Gdzieś poza rzeczywistością targową, artystyczną, w tym
radosnym chaosie MFKiG, istnieje równoległy świat towarzyski – to jedyne
miejsce w Polsce, gdzie raz do roku lub co parę lat można spotkać dawno
niewidzianych znajomych i radośnie afirmować rzeczywistość nieoficjalną i poza
społeczną.
Każdy festiwal kończy się wręczeniem nagród. W konkursie na krótką formę
komiksową Grand Prix zdobyli Piotr Szulc (scenariusz) i Kamila Kozłowska
(grafika) za pracę „Król”, I nagrodę – Tomasz Kontny (scenariusz) i Leszek
Wicherek (grafika) za „Muzeum mnie”, II – Yann-William Bernard (scenariusz i
grafika) za „Holy Days”, III – Łukasz Piotrkowicz (scenariusz) i Krzysztof
Budziejewski (grafika) za „Sen Hieronima B”, wyróżnienia – Krzysztof Dzikiewicz
(scenariusz) i Katarzyna Urbaniak (grafika), „Krok po kroku”; Marcin
Podolec (scenariusz i grafika), „Instynkty”; Tomasz Kontny (scenariusz) i
Mikołaj Ratka (grafika), „Winda”. Najlepszy album ubiegłego wieku to „Będziesz
smażyć się w piekle” Krzysztofa „Prosiaka” Owedyka, blog „Na Plasterki!!!”
otrzymał nagrodę im. Papcia Chmiela za wybitne zasługi dla polskiego komiksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz