środa, 17 kwietnia 2019

Co nam mówi Grzegorz Rosiński? (MFKiG 2017)

Paweł Chmielewski
("Projektor" - 6/2017)
Publicznie wszystkich namawiam do ściągania wszystkich moich obrazków z Internetu. One istnieją w pdf-ach, na torrentach, a dzięki temu nie mam żadnych obiekcji, żeby ściągać od innych. Jestem za kulturą wolną, niezależną i dostępną. Artysta, zaś zawsze się wyżywi, bo z reguły większość artystów lubi makaron. Tako rzecze Grzegorz Rosiński.

Fragment wypowiedzi autora rysunków m.in. do „Thorgala”, najlepiej znanego na Zachodzie spośród polskich twórców komiksowych, wybrałem, nie tylko jako punkt wyjścia do impresji o tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, ale dość trafne oddanie klimatu trzydniowej imprezy. Cytaty pochodzą z zapisu spotkania wokół premiery drugiego tomu antologii „Relax”. Dalej było jeszcze ciekawiej: W Polsce żyją bardzo utalentowani artyści, ale z przyczyn bardzo różnych okoliczności nie potrafią stworzyć długiej i spójnej serii. Nie mamy, w przeciwieństwie, do Francji, Belgii i innych krajów Zachodu tradycji polskiego komiksu, który oparty jest na seriach. Jesteśmy mistrzami krótkich historii. Można na chwilę zatrzymać się nad słowami mistrza – wprawdzie seria przygód „Thorgala” liczy trzydzieści pięć tomów, a „Asterix i Obelix” nawet dwa więcej, ale surrealistyczne księgi Papcia Chmiela o Tytusie, Romku i A’Tomku (wychodzące w formie książkowej od 1966 roku) liczą już trzydzieści jeden zeszytów. Krótszych serii (kilka, maksymalnie kilkanaście zeszytów): „Osiedle Swoboda”, „Yorgi”, „Jeż Jerzy”, „Bler” w Polsce wydaje się lub wydawało bardzo wiele. W słowach Rosińskiego – będących olbrzymim skrótem – odnalazłbym jednak inną paralelę komiksu i zasad rynkowych w Polsce. Bardzo zresztą widoczną w na łódzkim festiwalu. Warto przypomnieć, że komiks Goscinny’ego i Uderzo (przynajmniej pierwsze albumy) był wydawany początkowo przy wsparciu państwowych dotacji, a dziś obaj woje z galijskiej wioski są uznawani za dobro narodowe i rewelacyjne narzędzie promocji francuskiej kultury. Wreszcie zachodni odbiorca jest przywiązany do serii i z radością kupuje roczne, dwuletnie zeszyty, gdy u nas wciąż czuć presję nowości. Album obecny na rynku kwartał już jest archeologiczną ciekawostką.

Ten „polski syndrom” – jak w kropli wody pod mikroskopem – widoczny był na MFKiG, jeśli widzowie kupują zeszyt, to tylko taki, którego autor jest obecny przy stoisku lub strefie autografów. Komiks bez autografu (w formie rysunku) nie ma już większej wartości. Bardzo podobnie działać zaczęły targi książki – nowość bez podpisu przestaje być kupowana. Stąd ta, nawet momentami nadprodukcja autorów na festiwalach i targach. Z drugiej strony wymusza to na organizatorach z Łodzi ciągłą rotację, poszukiwanie, zaproszenia dla nowych, wciąż nowych artystów. Obok nowości ten festiwal to neorenesans starych serii. Nie mam na myśli tylko antologii odnowionego „Relaxu”, tłoku przy stoiskach z wydaniami „Świata Młodych” i powodzenia serii o Lucky Lucku. Przede wszystkim przyjazd największej gwiazdy festiwalu – Jima Lee, który promował serię DC Comics „Odrodzenie” będącą rewitalizacją dawnych bohaterów i ich wrogów.

Gdzieś na obrzeżach tej łupinki orzecha (całe centrum, poza chwilowym pobytem Jima Lee, strefą autografów, konkursem cosplay), której centrum zajęły gry komputerowe, trzeba szukać miejsca, poza celebrytyzmem, wielkimi światowymi premierami, renesansem starych serii i kompletną niszowością. Może sposobem jest wydawnictwo Rafał Szłapy, który od lat sam pisze scenariusze i rysuje Blaira, drukuje i potem osobiście rozprowadza zeszyty? Może jak niemiecki rysownik Ingo Romling, ignorować system numerków i kolejki, siąść poza autografową zoną i tam podpisywać cały dzień albumy. Gdzieś w tym krajobrazie giną nieliczne wystawy w Atlas Arenie. Pozostałe są pokazywane w innych częściach miasta i ta decyzja budzi we mnie uczucia, co najmniej ambiwalentne. Gdzieś poza rzeczywistością targową, artystyczną, w tym radosnym chaosie MFKiG, istnieje równoległy świat towarzyski – to jedyne miejsce w Polsce, gdzie raz do roku lub co parę lat można spotkać dawno niewidzianych znajomych i radośnie afirmować rzeczywistość nieoficjalną i poza społeczną.

Każdy festiwal kończy się wręczeniem nagród. W konkursie na krótką formę komiksową Grand Prix zdobyli Piotr Szulc (scenariusz) i Kamila Kozłowska (grafika) za pracę „Król”, I nagrodę – Tomasz Kontny (scenariusz) i Leszek Wicherek (grafika) za „Muzeum mnie”, II – Yann-William Bernard (scenariusz i grafika) za „Holy Days”, III – Łukasz Piotrkowicz (scenariusz) i Krzysztof Budziejewski (grafika) za „Sen Hieronima B”, wyróżnienia – Krzysztof Dzikiewicz (scenariusz) i Katarzyna Urbaniak (grafika), „Krok po kroku”; Marcin Podolec (scenariusz i grafika), „Instynkty”; Tomasz Kontny (scenariusz) i Mikołaj Ratka (grafika), „Winda”. Najlepszy album ubiegłego wieku to „Będziesz smażyć się w piekle” Krzysztofa „Prosiaka” Owedyka, blog „Na Plasterki!!!” otrzymał nagrodę im. Papcia Chmiela za wybitne zasługi dla polskiego komiksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz