Artur Wabik
("Projektor" - 3/2017)
„Codzienna walka” Manu Larceneta, przez wielu
recenzentów uważana za najlepszy komiks wydany w ubiegłym roku na polskim
rynku, jest wcieleniem dewizy francuskiego komiksu obyczajowego, która brzmi:
skromność, szczerość, humor.
Gdyby polski rynek
komiksowy posiadał swój uniwersalny indykator popularności, jakim dla
multimediów jest np. Metacritic, to „Codzienna walka” miałaby szansę powalczyć
o pierwszą pozycję w tabeli. Mało, który komiks zbiera tak równe i dobre
recenzje, jak opublikowany w ubiegłym roku przez Wydawnictwo Komiksowe album,
opowiadający o życiu neurotycznego fotografa. Główny bohater, Marco, zmaga się
z kryzysem twórczym i stanami lękowymi, których doświadcza od dziecka.
Jednocześnie próbuje uporządkować relacje z bratem, starzejącymi się rodzicami
i partnerką, która oczekuje od niego większego zaangażowania. Brzmi jak opis
pewnego etapu w życiu każdego dorastającego mężczyzny? Pewnie dlatego tak
dobrze się to czyta.
„Codzienna walka” to
opowieść o dojrzewaniu, poznawaniu samego siebie, a także przemijaniu i próbach
(niekiedy podjętych zbyt późno) zrozumienia drugiego człowieka. Ważnym wątkiem
tej historii jest relacja bohatera z ojcem. Po jego śmierci Marco odkrywa, że
tak naprawdę nigdy go nie poznał. Kim był człowiek uwięziony w moim ojcu?
– pyta w pewnej chwili, przeglądając jego osobiste zapiski. Z czasem ze
zdziwieniem odnajduje echo ojca w sobie. Kiedy idzie na spacer do lasu ze swoją
córką, przed oczami stają mu zapomniane sceny z własnego dzieciństwa. W te
osobiste poszukiwania wplecione są interesujące rozważania o naturze fotografii
i sztuki w ogóle.
Niektóre wątki w
komiksie mogą się wydawać z polskiej perspektywy nieco egzotyczne. Marco stara
się zrekonstruować przebieg służby wojskowej swojego ojca, który w latach 50.
XX w. brał udział w tłumieniu ruchów narodowowyzwoleńczych w Algierii, do 1962
r. kolonii francuskiej. W tym okresie nagminnie dochodziło do brutalnych
przesłuchań, gwałtów i tortur, zaś żaden z żołnierzy francuskich, odpowiedzialnych za zbrodnie, nie
został za nie nigdy skazany. Do lat 90. XX w. był to we Francji temat tabu, od
którego opinia publiczna demonstracyjnie odwracała głowę. Oczywiście w jakimś
stopniu przywodzi to na myśl grzechy polskiego Marca 1968 r.
„Codzienna walka”
pierwotnie ukazała się w czterech zeszytach, które powstawały w latach
2002-2007. Już pierwszy zeszyt serii został uhonorowany nagrodą za najlepszy
komiks na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Angoulême w 2004 roku, ale to
dopiero kolejne odcinki ukazują w pełni kunszt autora. Równolegle z kreską
Larceneta, z odcinka na odcinek gęstnieją dialogi, a historia nabiera realizmu.
Forma graficzna postaci krzepnie, przybiera ostateczną, dorosłą formę –
podobnie jak sami bohaterowie. Widać wyraźnie, jak w ciągu tych ośmiu lat
Larcenet się rozwija artystycznie, zarówno jako rysownik, jak i scenarzysta.
Manu Larcenet nie był dotąd znany
w Polsce, więc czytelnik może odnieść mylne wrażenie, że „Codzienna walka” jest
jego pierwszym lub jedynym dziełem. Tymczasem Larcenet jest doświadczonym
autorem o szerokim dorobku; od połowy lat 90. XX w. współpracuje z magazynami
komiksowymi „Fluide Glacial” i „Spirou”, dla których realizuje komercyjne
serie. W kolejnych latach współpracował jako rysownik z najważniejszymi
autorami na rynku francuskim, takimi, jak Lewis Trondheim czy Joann Sfar (m.
in. przy serii „Donjon Parade”). Być może dobre
przyjęcie w Polsce „Codziennej walki” będzie przyczynkiem do wydania kolejnych
tytułów tego autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz