środa, 17 kwietnia 2019

Życiorys neurotycznego fotografa (Manu Larcenet "Codzienna walka")


Artur Wabik
("Projektor" - 3/2017)
„Codzienna walka” Manu Larceneta, przez wielu recenzentów uważana za najlepszy komiks wydany w ubiegłym roku na polskim rynku, jest wcieleniem dewizy francuskiego komiksu obyczajowego, która brzmi: skromność, szczerość, humor.

Gdyby polski rynek komiksowy posiadał swój uniwersalny indykator popularności, jakim dla multimediów jest np. Metacritic, to „Codzienna walka” miałaby szansę powalczyć o pierwszą pozycję w tabeli. Mało, który komiks zbiera tak równe i dobre recenzje, jak opublikowany w ubiegłym roku przez Wydawnictwo Komiksowe album, opowiadający o życiu neurotycznego fotografa. Główny bohater, Marco, zmaga się z kryzysem twórczym i stanami lękowymi, których doświadcza od dziecka. Jednocześnie próbuje uporządkować relacje z bratem, starzejącymi się rodzicami i partnerką, która oczekuje od niego większego zaangażowania. Brzmi jak opis pewnego etapu w życiu każdego dorastającego mężczyzny? Pewnie dlatego tak dobrze się to czyta.

„Codzienna walka” to opowieść o dojrzewaniu, poznawaniu samego siebie, a także przemijaniu i próbach (niekiedy podjętych zbyt późno) zrozumienia drugiego człowieka. Ważnym wątkiem tej historii jest relacja bohatera z ojcem. Po jego śmierci Marco odkrywa, że tak naprawdę nigdy go nie poznał. Kim był człowiek uwięziony w moim ojcu? – pyta w pewnej chwili, przeglądając jego osobiste zapiski. Z czasem ze zdziwieniem odnajduje echo ojca w sobie. Kiedy idzie na spacer do lasu ze swoją córką, przed oczami stają mu zapomniane sceny z własnego dzieciństwa. W te osobiste poszukiwania wplecione są interesujące rozważania o naturze fotografii i sztuki w ogóle.

Niektóre wątki w komiksie mogą się wydawać z polskiej perspektywy nieco egzotyczne. Marco stara się zrekonstruować przebieg służby wojskowej swojego ojca, który w latach 50. XX w. brał udział w tłumieniu ruchów narodowowyzwoleńczych w Algierii, do 1962 r. kolonii francuskiej. W tym okresie nagminnie dochodziło do brutalnych przesłuchań, gwałtów i tortur, zaś żaden z żołnierzy francuskich, odpowiedzialnych za zbrodnie, nie został za nie nigdy skazany. Do lat 90. XX w. był to we Francji temat tabu, od którego opinia publiczna demonstracyjnie odwracała głowę. Oczywiście w jakimś stopniu przywodzi to na myśl grzechy polskiego Marca 1968 r.

„Codzienna walka” pierwotnie ukazała się w czterech zeszytach, które powstawały w latach 2002-2007. Już pierwszy zeszyt serii został uhonorowany nagrodą za najlepszy komiks na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Angoulême w 2004 roku, ale to dopiero kolejne odcinki ukazują w pełni kunszt autora. Równolegle z kreską Larceneta, z odcinka na odcinek gęstnieją dialogi, a historia nabiera realizmu. Forma graficzna postaci krzepnie, przybiera ostateczną, dorosłą formę – podobnie jak sami bohaterowie. Widać wyraźnie, jak w ciągu tych ośmiu lat Larcenet się rozwija artystycznie, zarówno jako rysownik, jak i scenarzysta.

Manu Larcenet nie był dotąd znany w Polsce, więc czytelnik może odnieść mylne wrażenie, że „Codzienna walka” jest jego pierwszym lub jedynym dziełem. Tymczasem Larcenet jest doświadczonym autorem o szerokim dorobku; od połowy lat 90. XX w. współpracuje z magazynami komiksowymi „Fluide Glacial” i „Spirou”, dla których realizuje komercyjne serie. W kolejnych latach współpracował jako rysownik z najważniejszymi autorami na rynku francuskim, takimi, jak Lewis Trondheim czy Joann Sfar (m. in. przy serii „Donjon Parade”). Być może dobre przyjęcie w Polsce „Codziennej walki” będzie przyczynkiem do wydania kolejnych tytułów tego autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz