Artur Wabik
("Projektor" - 1/2015)
Komiksy, podobnie jak książki nie należą w Polsce do
tanich produktów. Ubolewają nad tym zarówno czytelnicy i krytycy, jak również
sami autorzy oraz ich wydawcy, którzy – wydawałoby się – są w pierwszej
kolejności odpowiedzialni za taki stan rzeczy.
Kolekcjonerzy kochają swoje komiksy oraz wszystko, co jest
z nimi związane. Wielu z nich każdy egzemplarz pakuje do specjalnej, ochronnej
folii, a wydania w miękkiej oprawia usztywnia dodatkowo przyciętą do formatu
tekturką (pojawiły się już nawet wyspecjalizowane w tym asortymencie firmy).
Oprócz samych albumów kupują także figurki, filmy, gry, ubrania i inne gadżety
z motywami z komiksów. Najbardziej skrupulatni znani mi kolekcjonerzy zebrali
już w granicach 7000-7500 pozycji. Statystyczny kolekcjoner komiksów to
mężczyzna w wieku 30+, który może sobie pozwolić na wydatek rzędu 400-800 pln
miesięcznie na swoje hobby. Wielu z kupionych albumów nie ma nawet czasu
przeczytać. Za szczególnie wartościowe uznaje się komiksy zawierające autografy
twórców w postaci niewielkich, najczęściej monochromatycznych rysunków,
umieszczonych na karcie tytułowej lub wyklejce, nazywanych także „rysografami”.
Okazją do zdobycia rysunków są coroczne imprezy branżowe, z których najbardziej
znaną jest Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi.
W
festiwalowych kolejkach po „rysografy” panuje nastrój nieznany osobom urodzonym
po opadnięciu Żelaznej Kurtyny: zapisy od szóstej rano, numerki, komitet
kolejkowy, nerwowe spoglądanie na zegarki – ile jeszcze zdąży dziś narysować?
Wtajemniczeni kolekcjonerzy docierają do artystów poza festiwalami. W dobie
tabletów graficznych, sprzężonych z programami komputerowymi do cyfrowej
obróbki obrazu zdarza się to coraz rzadziej, ale przez wiele lat głównym
artefaktem pracy artysty komiksowego były oryginalne, odręcznie wykonane
plansze. Rysowane ołówkiem, tuszem lub markerem, niekiedy malowane – ecoliną,
akwarelami, farbami akrylowymi lub ewentualnie olejnymi. W rozmiarze wydruku
lub nawet dwukrotnie większe. W okresie analogowego składu stosowano ponadto
blaudruki (kopie plansz, na które nanoszono odręcznie kolor) oraz diapozytywy
(przeźroczyste folie z samymi konturami). W PRL-u często nie wracały do
artystów – oficjalnie ginęły albo były niszczone. Teraz, gdy na aukcjach sztuki
prace klasyków polskiego komiksu osiągają zawrotne sumy, niespodziewanie się
odnajdują.
Oryginalne
plansze od niedawna dostępne są szerszej publiczności jako atrakcyjna lokata
kapitału. Szlaki dla tego produktu przecierał otwarty w 2012 r. sklep
internetowy Art Komiks, oferujący początkowo przede wszystkim plansze autorstwa
mało znanych w Polsce, drugoligowych artystów z USA. Zebranie rozproszonych na
aukcjach internetowych i stronach domowych plansz polskich rysowników było
zapewne żmudnym i niewdzięcznym zajęciem. Szczególnie, że wielu z nich miało w
przeszłości złe doświadczenia z marszandami. W 2014 r. sklep przekroczył próg 1.000
dostępnych w ofercie plansz, w tym autorów takich, jak Jack Kirby czy Mike
Mignola, oraz rodzimych: Zbigniewa Kasprzaka, Tadeusza Baranowskiego czy
Janusza Christy. W ofercie sklepu wyróżnia się następujące typy plansz: okładka
(ang. cover), splash tytułowy (ang. title splash – zwykle pierwsza strona w
komiksie), splash (kadr pełnostronicowy), double splash (kadr na dwie strony,
rozkładówka), strony wewnętrzne (ang. interior page), szkic (ang. sketch). Ceny
wahają się od kilkuset do kilku tysięcy złotych.
Pierwszą
stacjonarną aukcję komiksu i ilustracji zorganizowała w lutym ubiegłego roku
warszawska Desa Unicum. Wystawiono na niej 79 obiektów, zaś ceny wywoławcze
były stosunkowo niskie, ponieważ zaczynały się na poziomie 200 pln. W
listopadzie, na trzeciej z kolei aukcji komiksu w tym samym domu aukcyjnym,
zaprezentowano łącznie aż 111 prac. Podczas licytacji można było nabyć plansze
z kultowymi bohaterami: Tytusem Papcia Chmiela, Kajkiem i Kokoszem Janusza
Christy, czy Hansem Klossem Mieczysława Wiśniewskiego. Szczególnym
zainteresowaniem, na wzór rynku amerykańskiego, cieszyły się okładki. Plansza
okładkowa do szwedzkiego wydania komiksu „Kapitan Kloss. Kurierka z Londynu”
osiągnęła cenę końcową aż 21.240 pln, czyli niemal trzykrotnie większą niż cena
wywoławcza. Druga z wystawionych okładek – „Kajko i Kokosz. Rozprawa z
Dajmiechem” autorstwa Janusza Christy, namalowana w pełnym kolorze w 1987 r.,
została sprzedana za 16.520 pln.
Śledzenie komiksowego rynku kolekcjonerskiego
ułatwiają blogi branżowe, jak np. prowadzony przez Sebastiana Frąckiewicza
krytyczny „Outline”, czy prezentujący najpiękniejsze książki i komiksy „Lupus
Libri” Weroniki Kołodziej i Grzegorza Teszbira (ponad 5.000 fanów na FB). Jest
co śledzić – w ubiegłym roku w Polsce ukazało się ponad 600 komiksów. Oprócz
samych albumów w sprzedaży pojawia się coraz więcej towarzyszących im gadżetów.
Założona w 2010 r. firma Tisso Toys systematycznie wypuszcza na rynek kolejne
figurki winylowe przedstawiające bohaterów polskich komiksów i filmów animowanych.
Obecnie w sprzedaży znajduje się już kilkadziesiąt wzorów o tej tematyce, a w
zapowiedziach można znaleźć kolejne. W latach 2009-2010 brytyjskie wydawnictwo
Eaglemoss International Ltd. Wprowadziło do sprzedaży 60 modeli ołowianych,
ręcznie malowanych figurek superbohaterów z uniwersum Marvela. Cieszyły się one
dużym powodzeniem, a zamknięcie serii zostało przyjęte przez fanów z żalem. Od
2012 r. postaci Marvela można także znaleźć w zestawach klocków Lego. Firma
Disney Polska, właściciel praw do postaci Marvela, a także Warner Bros
Entertainment Polska, która zarządza komiksowym dorobkiem DC, udzielają rocznie
setki licencji na wzory lokalnym producentom: zabawek, odzieży, artykułów
papierniczych i szkolnych, a także kosmetyków i produktów spożywczych. Jest
więc w czym wybierać, a ilość komiksowych zakupów determinuje tylko zasobność
kieszeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz