Paweł Chmielewski
("Projektor" - 6/2014)
Początek był intrygujący, jak w niezłym filmie noir.
Najpierw Sejm odrzucił propozycję ustanowienia 2014 r. Rokiem Żeromskiego
(uhonorowani zostali Jan Karski, Jan Nowak-Jeziorański, Oskar Kolberg, św. Jan
z Dukli i Uniwersytet Jagielloński). Potem padła propozycja likwidacji
patronatu autora „Popiołów” nad miejskim teatrem. Prologos zapowiadał ciekawy
spektakl.
Parodos [tym razem nie w znaczeniu początkowej pieśni
chóru] – w 150. rocznicę
urodzin pisarza – obchody ograniczono do województwa świętokrzyskiego. Jak
potem? Standardowo, tradycyjnie – pogadanki, wystawy, konferencje. Rzeczy
ważne, lecz...
Można mieć wrażenie – przywołując jedną z kwestii
Iwana Karamazowa – oto do cienia karety cień stangreta zaprzęga cień konia. Brakuje
„Żeromskiego współczesnego”.
Dlaczego nie powstał mural inspirowany „Przedwiośniem”,
chociaż istniał projekt?
Barierą jest język przekazu. W telewizyjnym reportażu,
jedna z maturzystek, przytomnie stwierdziła, że czyta się twórcę „Popiołów” z
trudem, a następne pokolenia będą miały jeszcze trudniej. To nie jest tylko
problem Żeromskiego. Polscy klasycy XIX w. językowo się zestarzeli. Wygrywa
tylko Prus. Młodopolska fraza „Ludzi bezdomnych” jest – dla współczesnego,
młodego czytelnika – niezrozumiale niestrawna. Jeśli nie językiem ich
atakujemy, to może problemem. Żeromski problemowy, zdekonstruowany.
Korzecki jako Kiryłow i odpowiednik dzisiejszej
ideologii emo, korporacyjny mobbing, „błędy i wypaczenia” rodzącego się
kapitalizmu, „szklane domy”, na które nabiera się naiwnie młodzież i nawet
socjalna rewolucja pokoleń (X, frugo, 1200 zł), której nie będzie (bo jej
komisarze noszą paczki i smażą hamburgery w Londynie) – to jest u Żeromskiego.
I uczucia szaleńcze, namiętne. To wszystko Żeromski współczesny. To kwestia
formy.
Dlatego w talii spraw i wydarzeń – celowo i
subiektywnie – wybieram jedno – komiksy na podstawie jego prozy zamieszczone w
siódmym numerze almanachu literackiego „Żeromszczak” (publikowanego przez
stowarzyszenie absolwentów I LO w Kielcach). Nie chcę w tym miejscu powtarzać
tez ze swego artykułu „Spiegelman z Sienkiewiczem i Żeromskim idą do Niniwy –
tradycja kultury w komiksie” o mitologicznej proweniencji i edukacyjnym
charakterze opowieści obrazkowych. Odsyłam do wydawnictwa.
Fragment recytacji „Reduty Ordona” (Aleksandra
Górczyńska) z „Syzyfowych prac”, to kadry wygenerowane od początku do końca
komputerowo, z gotowych szablonów, które przywołują telewizyjną animację. Tak
tworzy obrazy Cartoon Network.
„Echa leśne” (Daria Bieniek, Martyna Kułagowska,
Agnieszka Waszak) wykonane w technice pasteli przynoszą – dzięki sposobowi
obrazowania – przeniesienie akcentów. Inny krój mundurów „odkleja” opowieść o
realiów pod zaborami. Rysunek postaci, typowy dla mangi, pokazuje zaś przede
wszystkim inspiracje komiksowe autorek.
„Od miłości do zazdrości” Kingi Łapińskiej (na
podstawie drugiej części „Przedwiośnia”) jest najbardziej szkicowe – w technice
czarno-białego tuszu, często rozwodnionego – tradycyjne w rysunku. Przypomina
notatnik scenograficzny, storyboard. Również w warstwie scenariuszowej, dzięki
cięciom i skrótom.
Trzy propozycje licealistów pokazują jak można klasykę
przełożyć na język narracji obrazkowej, która nie zatraca nic z języka
dialogów. Technologia i popkulturowy sposób przekazu dają szansę na
uświadomienie jak wielowymiarową formą literacką lub/ i plastyczną (w
zależności od stanowiska krytycznego) jest komiks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz