sobota, 23 lipca 2016

Wiązki strzał nie złamiesz (Historia kieleckiego komiksu - fragmenty)

Paweł Chmielewski
("Projektor" - 4/2015)
- artykuł jest fragmentem książki "Trzech panów przy barze nie licząc Yorgiego. Opowieść o kieleckim komiksie"
Rozrysowując taktyczną mapę historii kieleckiego komiksu, ustawiam na niej siedem chorągiewek: Kostrzewski, Hipolit Wyżerka, Sierżant „Cień”, Umański, Ozga, konwent, „Quo vadis”.
W polskim komiksie jak w soczewce odbija się nasza fascynacja groteską. Najważniejszy w XX-wiecznej literaturze nurt – dramat absurdu – odnalazł w nim najwierniejszego sojusznika. Witkacy, Gombrowicz, Różewicz, Mrożek nie tworzą obrazkowych scenariuszy, oni uczą scenarzystów rzemiosła. Komiks w Kielcach jest może nawet bardziej surrealistyczno-groteskowy w tekście i rysunku, niż gdzie indziej, wyróżnia się swoją literackością, mnogością odwołań do kultury filmowej i fascynacją science fiction.

Koniec mdłego pejzażysty
Pięknie byłoby napisać – Wszystko zaczęło się w Kielcach! Choć może? Najpierw Franciszek Kostrzewski, urodzony koło Sandomierza, przez kilka lat był rezydentem gubernatora kieleckiego Tomasza Zielińskiego, uczył Józefa Szermentowskiego, malował pejzaże, chodził na przyjęcia i dość potwornie się nudził. Z wrodzoną złośliwością opisał ten okres w swoich pamiętnikach. Zaraz po wyjeździe z Kielc porzucił malarstwo i zajął się rysunkiem satyrycznym. W 1859 r. w czterech numerach „Tygodnika Ilustrowanego” opublikował pozytywistyczną i moralizatorską opowieść w 32 obrazach zatytułowaną „Historya Jedynaczka”. Nie istniała wtedy jeszcze terminologia, ale prace Kostrzewskiego to pierwszy polski komiks prasowy. Nostalgiczny i dość mdławy pejzażysta, w Kielcach przeobraża się w drapieżnego satyryka.

Terror w domu Hipolita
Od 1936 r. w poniedziałkowym wydaniu „Dzień Dobry Ziemi Kieleckiej” (lokalna mutacja popularnej popołudniówki „Dzień Dobry”) zaczęto drukować króciutkie, pięciokadrowe opowiastki o Profesorze Nimbusie i jego małym piesku. Niemy komiks francuskiego rysownika Andre Daixa (od 1934 r. na łamach „Le Journal”) został spolszczony cokolwiek nielegalnie. Pojęcia praw autorskich i licencji były wydawcom przedwojennej prasy raczej obce. Niedługo potem w „Dzień Dobry...” na niedzielę, mamy już całostronicowy komiks – „Rozkosze i przykrości Pana Wyżerki z rodziną”. Autor kreski na zawsze pozostanie NN. Teksty wymyślał Leopold Marschak, warszawski dziennikarz, znany z dość ciekawych memuarów „Byłem przy tym... wspomnienia 1914-1939”. Hipolit Wyżerko w każdym z odcinków zmagał się – niczym pan Hulot – ze złośliwością przedmiotów martwych – symbolami nowoczesności i luksusu: wirówką, kranem, gazową kuchnią. Nadto kolejne odsłony były katalogiem dość naiwnych, lecz zaskakująco sprytnych sposobów wymknięcia się Hipolita spod władzy żony, teściowej i córki, które skutecznie terroryzowały biednego Hipolita.

Kim jest trzeci człowiek?
W 1961 r. w „Słowie Ludu” wydrukowano pierwszy powojenny kielecki komiks, w zasadzie nawet nie komiks, a reklamę ułożoną w cykl kilkudziesięciu obrazków. Zbigniew Jujka dostał zlecenie przekonania obywateli do ubezpieczeń w PZU. Zrobił to w charakterystyczny dla siebie, dość surrealistyczny sposób, wrzucając w realia PRL-u Amerykanina. Była w tym głęboka logika – ostatecznie, kto lepiej nadawał się na bohatera komiksu? Dziś oryginalne egzemplarze komiksowej reklamy PZU to kolekcjonerski rarytas, podobnie jak pełny zestaw odcinków „Sierżanta Cienia”.
Derenda „Cień” to najdłuższy komiksowy serial w dziejach polskiej prasy powojennej. Między 1966 a 1969 r. w „Słowie Ludu” wydrukowano piętnaście serii o przygodach dzielnego partyzanta, potem funkcjonariusza służb ludowego państwa. Czytelnikom nie przeszkadzał propagandowy wydźwięk historii obrazkowej. Rozmowa z dzisiejszymi pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatkami to cykl wspomnień o weekendowym wydaniu, gdzie najważniejszy był pasek komiksu na ostatniej stronie. Kielecki dziennik działał na podobieństwo amerykańskiej prasy. Autorzy – podobno w obawie przed opinią lokalnego „establishmentu” literacko-dziennikarskiego – ukrywali się pod pseudonimami. Rysunki wszystkich serii wykonał Marian Gostyński (scenograf w Teatrze im. S. Żeromskiego), scenariusz pisał Zbigniew Nosal (przy pierwszej serii pomagał mu Tadeusz Wiącek), od połowy cyklu pojawił się „trzeci człowiek”, który w przeciwieństwie do klasycznej powieści Grahama Greena, nigdy nie został zidentyfikowany.

Czerwony śpiwór kapitana Kidda
W szóstym numerze „Relaxu” z maja 1977 r. podano wyniki konkursu „Rysuj i pisz do Relaxu – rysuj i pisz dla relaksu”. Wśród jurorów znalazł się m.in. Grzegorz Rosiński. Kilkadziesiąt prac o bardzo zróżnicowanym poziomie, a wśród nagrodzonych za rysunek spełniający warunki grafiki komiksowej (obok Andrzeja Wolskiego) znalazł się Marek Umański z Kielc z historyjką „Skarb kapitana Kidda”. Nagrodą był śpiwór. Podobno czerwony.
Umańskiego chwalono za dojrzałość rysunku, wyczucie komiksowej formy. Wraz z nagrodą padła propozycja współpracy z „Relaxem”. „Skarb kapitana Kidda” to czarno-biała opowiastka o piratach, rozrysowana w troszeczkę groteskowej oprawie. To, co niektórzy recenzenci – tej i kolejnej historyjki z dymkiem kielczanina – uważali za nieumiejętność oddania rysu ludzkiej twarzy było raczej skłonnością do deformacji. Plansze Umańskiego przypominają – fabularnie – zapomniany dziś prequel „Wyspy skarbów” czyli „Złoto z Porto Bello” A.D. Howdena Smitha czyli awanturniczą opowieść z kapitanem Flintem i ukrytym przez niego łupem.
Marek Umański opublikował jeszcze tylko jeden utwór. Pięć stron zatytułowanych „Rok 1454” w 22 numerze „Relaxu”. Rysował komiksowe instrukcje bhp, projektował wystawy sklepowe, uczestniczył w pierwszym konwencie, zmarł w połowie lat 90.

Zemsta ma smak popiołu
2 lutego 1991 r. I Ogólnopolski Konwent Twórców Komiksu – Dom Środowisk Twórczych, Kielce. Historia tego wydarzenia była już wielokrotnie prezentowana. Sam starałem się zebrać i uporządkować sprzeczne relacje. Pomysłodawca to Robert Łysak (postać, przygotowania i przebieg konwentu opisałem w „Zeszytach Komiksowych” nr 16). Współorganizatorem był Jerzy Ozga. Plakat i zaproszenia rysował Tomasz Łukaszczyk. Hasło – wiadomo z metaforycznej przypowieści zawartej w „Siedmiu samurajach” i wykorzystanej w tytule artykułu. Zatrzymam się na chwilę i skrótowo nad postacią Jerzego Ozgi. Rozpoznawalny styl, a zarazem odmienny rysunek, dostosowany do opowiadanej historii, jest paradoksalnie polistylistyczny i stylistycznie jednorodny i jak powtarza wciąż rysuje tylko samego siebie.
Po Umańskim nastała próżnia, a natura próżni nie znosi. Debiut Ozgi w numerze 4 z 1989 r. w magazynie „Fantastyka. Komiks” („Księga Miecza”) od razu zwrócił uwagę charakterystycznym sposobem kreacji świata przedstawionego i rozpoznawalnym czarno-białym rysunkiem. Postaci szkicowane są cienką, wielokroć powtarzaną kreską, która sprawia, że bryła, kształt twarzy, struktury budynków powstają z pajęczynek, nabierają głębi, którą inni twórcy osiągają dzięki plamie barwnej. To jedna z charakterystycznych cech jego rysunku.
„Księga miecza” jest historią mityczną, nawiązująca do struktury dawnych podań z kręgu celtycko-normańskiego. Opowieść o samotnym bohaterze, honorze i zemście z bardzo wyraźnym pierwiastkiem religijnym, w odniesieniu do tej realizacji (poprzez fabułę opowiedzianą i rysunek) zawierającą trawestacje „Hamleta”. Dopisek na końcu historii o czterech kadrach inspirowanych pracami Hala Fostera pokazuje kulturową ciągłość. Ten model, który zastosował Ozga w debiutanckim komiksie – za pośrednictwem wspomnianego Fostera – odwołuje się do sposobu obrazowania wypracowanego przez artystów manieryzmu, z Tintorettem – chociażby – na czele.
Czy w realizacji rodem z eposu o bardziej realistycznej czy groteskowej proweniencji Ozga pozostawia swych bohaterów w pustce. Wypełniło się, zemsta została dokonana, ale zwycięzców nie ma. Ten wisielczo-nostalgiczny klimat – powtórzony również w późniejszym „Ernie” – odróżnia go od twórców klasycznej, obrazkowej mitologii.

Sprzysiężenie sześciu

„Quo vadis”, wydany w 2001 r. przez Kolporpress to realizacja wyjątkowa z kilku powodów. Model zaangażowania wielu osób w tworzenie jednego komiksu nie jest w Polsce zbyt popularny. Wydawnictwo wierne pierwowzorowi powieściowemu, wydrukowano równolegle z premierą filmu Jerzego Kawalerowicza.
Wymieńmy wszystkich zaangażowanych w powstanie dwóch zeszytów: rysunek – Jerzy Ozga, obrazy na okładkach inspirowane malarstwem akademickim i powszechnie chwalone – Janusz Ordon, dokumentacja historyczna i artystyczna oparta m.in. na obrazach Szermentowskiego i Stachiewicza – Andrzej Rębosz, adaptacja (niestety nie wykorzystująca chociażby świetnie poprowadzonej sienkiewiczowskiej ekspozycji i uratowana przez genialny rysunek) – Jarosław Miarka, storyboard, kolor – Grzegorz Majcher i Jacek Rzodeczko. Kielecki „Quo vadis” to opowieść przywołująca „Upadek Cesarstwa Rzymskiego” Gibbona lub słynną śnieżną scenę pogrzebu Marka Aureliusza z filmu Anthony’ego Manna. Bohaterowie są zmęczeni, zmięci, pobrużdżeni. To nie jest świat młodych ludzi, to Rzym starców

Epilog
Historię mógłbym ciągnąć do sześćdziesiątej czwartej strony magazynu. Ciąg nazwisk: Sylwia Restecka, Janusz Ordon, Jakub Matys, Rafał Urbański, Norbert Rybarczyk, Artur Sadłos, Łukasz Okólski, Michał Ociesa – już mają swoje nagrody i publikacje. Po dwóch latach od retrospektywnych wystaw „Yes’t prawie ok I i II” (przygotowanych przez Stowarzyszenie Twórcze „Zenit”), subiektywnie wybieram trójkę najbardziej niedocenionych artystów komiksu związanych z Kielcami.
Robert Kolasa. Potrafi zamknąć historię w jednym czarno-białym kadrze. Bawi się kalkami, sloganami kultury masowej, uprawiając coś w rodzaju kulturowego recyklingu. Jego ulubionym bohaterem jest obcy – pocieszny, tromboidalny stworek, który odwiedzając Ziemię (najczęściej sielską prowincję) wikła się w ciąg zabawnych sytuacji Żywiołem tych rysunków jest również język (frazeologizmy, przysłowia) ukazujący absurd naszej codzienności i kosmicznego ładu.
Tomasz Łukaszczyk. Budujący kolorem przestrzeń i bryłę. Wciąż mam wrażenie, iż obok zbioru dzieł Lema i sześciopaku z filmami Lucasa, ma na biurku atlas entomologiczny. Jego kosmiczne statki, postaci ludzkie są ekspresjonistyczne, lecz przypominają również ogromne owady, hybrydy z planet odwiedzanych przez Ijona Tichy’ego. Odwołuje się do metafizycznego porządku. Te rysunki dopełniają, a czasem wręcz istnieją poza tekstem. Oto „Droga Krzyżowa” (2010) Łukaszczyka do liryki Adama Ochwanowskiego w popartowskim anturage’u, z czytelną proweniencją SF.
Zygmunt „Zeke” Kowal. Autor scenariusza do sześciu części komiksu „Salut bohaterom” (rysunki Jerzy Ozga) – dotychczas wydano tylko jeden zeszyt. Łączy w spójną opowieść pozornie sprzeczne rzeczywistości – amerykańskie mity kultury masowej – Gwiezdne Wojny, facetów w czerni z popularnymi mitami kultury PRL – kapitanami Klossem i Żbikiem. Mieszanka wybuchowa i przezabawny surrealizm.
I to by było na tyle. Chwilowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz