Paweł Chmielewski
("Projektor" - 4/2015)
- artykuł jest fragmentem książki "Trzech panów przy barze nie licząc Yorgiego. Opowieść o kieleckim komiksie"
Rozrysowując taktyczną
mapę historii kieleckiego komiksu, ustawiam na niej siedem chorągiewek:
Kostrzewski, Hipolit Wyżerka, Sierżant „Cień”, Umański, Ozga, konwent, „Quo
vadis”.
W polskim komiksie jak w
soczewce odbija się nasza fascynacja groteską. Najważniejszy w XX-wiecznej
literaturze nurt – dramat absurdu – odnalazł w nim najwierniejszego sojusznika.
Witkacy, Gombrowicz, Różewicz, Mrożek nie tworzą obrazkowych scenariuszy, oni uczą
scenarzystów rzemiosła. Komiks w Kielcach jest może nawet bardziej
surrealistyczno-groteskowy w tekście i rysunku, niż gdzie indziej, wyróżnia się
swoją literackością, mnogością odwołań do kultury filmowej i fascynacją science
fiction.
Koniec mdłego pejzażysty
Pięknie byłoby napisać – Wszystko
zaczęło się w Kielcach! Choć może? Najpierw Franciszek Kostrzewski,
urodzony koło Sandomierza, przez kilka lat był rezydentem gubernatora
kieleckiego Tomasza Zielińskiego, uczył Józefa Szermentowskiego, malował pejzaże,
chodził na przyjęcia i dość potwornie się nudził. Z wrodzoną złośliwością
opisał ten okres w swoich pamiętnikach. Zaraz po wyjeździe z Kielc porzucił
malarstwo i zajął się rysunkiem satyrycznym. W 1859 r. w czterech numerach
„Tygodnika Ilustrowanego” opublikował pozytywistyczną i moralizatorską opowieść
w 32 obrazach zatytułowaną „Historya Jedynaczka”. Nie istniała wtedy jeszcze
terminologia, ale prace Kostrzewskiego to pierwszy polski komiks prasowy.
Nostalgiczny i dość mdławy pejzażysta, w Kielcach przeobraża się w drapieżnego
satyryka.
Terror w domu Hipolita
Od 1936 r. w
poniedziałkowym wydaniu „Dzień Dobry Ziemi Kieleckiej” (lokalna mutacja
popularnej popołudniówki „Dzień Dobry”) zaczęto drukować króciutkie,
pięciokadrowe opowiastki o Profesorze Nimbusie i jego małym piesku. Niemy
komiks francuskiego rysownika Andre Daixa (od 1934 r. na łamach „Le Journal”)
został spolszczony cokolwiek nielegalnie. Pojęcia praw autorskich i licencji
były wydawcom przedwojennej prasy raczej obce. Niedługo potem w „Dzień
Dobry...” na niedzielę, mamy już całostronicowy komiks – „Rozkosze i przykrości
Pana Wyżerki z rodziną”. Autor kreski na zawsze pozostanie NN. Teksty wymyślał
Leopold Marschak, warszawski dziennikarz, znany z dość ciekawych memuarów
„Byłem przy tym... wspomnienia 1914-1939”. Hipolit Wyżerko w każdym z odcinków
zmagał się – niczym pan Hulot – ze złośliwością przedmiotów martwych –
symbolami nowoczesności i luksusu: wirówką, kranem, gazową kuchnią. Nadto
kolejne odsłony były katalogiem dość naiwnych, lecz zaskakująco sprytnych
sposobów wymknięcia się Hipolita spod władzy żony, teściowej i córki, które
skutecznie terroryzowały biednego Hipolita.
Kim jest trzeci
człowiek?
W 1961 r. w „Słowie Ludu”
wydrukowano pierwszy powojenny kielecki komiks, w zasadzie nawet nie komiks, a
reklamę ułożoną w cykl kilkudziesięciu obrazków. Zbigniew Jujka dostał zlecenie
przekonania obywateli do ubezpieczeń w PZU. Zrobił to w charakterystyczny dla
siebie, dość surrealistyczny sposób, wrzucając w realia PRL-u Amerykanina. Była
w tym głęboka logika – ostatecznie, kto lepiej nadawał się na bohatera komiksu?
Dziś oryginalne egzemplarze komiksowej reklamy PZU to kolekcjonerski rarytas,
podobnie jak pełny zestaw odcinków „Sierżanta Cienia”.
Derenda „Cień” to
najdłuższy komiksowy serial w dziejach polskiej prasy powojennej. Między 1966 a
1969 r. w „Słowie Ludu” wydrukowano piętnaście serii o przygodach dzielnego
partyzanta, potem funkcjonariusza służb ludowego państwa. Czytelnikom nie
przeszkadzał propagandowy wydźwięk historii obrazkowej. Rozmowa z dzisiejszymi
pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatkami to cykl wspomnień o weekendowym
wydaniu, gdzie najważniejszy był pasek komiksu na ostatniej stronie. Kielecki
dziennik działał na podobieństwo amerykańskiej prasy. Autorzy – podobno w
obawie przed opinią lokalnego „establishmentu” literacko-dziennikarskiego –
ukrywali się pod pseudonimami. Rysunki wszystkich serii wykonał Marian
Gostyński (scenograf w Teatrze im. S. Żeromskiego), scenariusz pisał Zbigniew
Nosal (przy pierwszej serii pomagał mu Tadeusz Wiącek), od połowy cyklu pojawił
się „trzeci człowiek”, który w przeciwieństwie do klasycznej powieści Grahama
Greena, nigdy nie został zidentyfikowany.
Czerwony śpiwór kapitana
Kidda
W szóstym numerze „Relaxu”
z maja 1977 r. podano wyniki konkursu „Rysuj i pisz do Relaxu – rysuj i pisz
dla relaksu”. Wśród jurorów znalazł się m.in. Grzegorz Rosiński. Kilkadziesiąt
prac o bardzo zróżnicowanym poziomie, a wśród nagrodzonych za rysunek
spełniający warunki grafiki komiksowej (obok Andrzeja Wolskiego) znalazł
się Marek Umański z Kielc z historyjką „Skarb kapitana Kidda”. Nagrodą był
śpiwór. Podobno czerwony.
Umańskiego chwalono za
dojrzałość rysunku, wyczucie komiksowej formy. Wraz z nagrodą padła propozycja
współpracy z „Relaxem”. „Skarb kapitana Kidda” to czarno-biała opowiastka o
piratach, rozrysowana w troszeczkę groteskowej oprawie. To, co niektórzy
recenzenci – tej i kolejnej historyjki z dymkiem kielczanina – uważali za
nieumiejętność oddania rysu ludzkiej twarzy było raczej skłonnością do
deformacji. Plansze Umańskiego przypominają – fabularnie – zapomniany dziś
prequel „Wyspy skarbów” czyli „Złoto z Porto Bello” A.D. Howdena Smitha czyli
awanturniczą opowieść z kapitanem Flintem i ukrytym przez niego łupem.
Marek Umański opublikował
jeszcze tylko jeden utwór. Pięć stron zatytułowanych „Rok 1454” w 22 numerze
„Relaxu”. Rysował komiksowe instrukcje bhp, projektował wystawy sklepowe,
uczestniczył w pierwszym konwencie, zmarł w połowie lat 90.
Zemsta ma smak popiołu
2 lutego 1991 r. I
Ogólnopolski Konwent Twórców Komiksu – Dom Środowisk Twórczych, Kielce.
Historia tego wydarzenia była już wielokrotnie prezentowana. Sam starałem się
zebrać i uporządkować sprzeczne relacje. Pomysłodawca to Robert Łysak (postać,
przygotowania i przebieg konwentu opisałem w „Zeszytach Komiksowych” nr 16).
Współorganizatorem był Jerzy Ozga. Plakat i zaproszenia rysował Tomasz
Łukaszczyk. Hasło – wiadomo z metaforycznej przypowieści zawartej w „Siedmiu
samurajach” i wykorzystanej w tytule artykułu. Zatrzymam się na chwilę i
skrótowo nad postacią Jerzego Ozgi. Rozpoznawalny styl, a zarazem odmienny
rysunek, dostosowany do opowiadanej historii, jest paradoksalnie
polistylistyczny i stylistycznie jednorodny i jak powtarza wciąż rysuje tylko
samego siebie.
Po Umańskim nastała
próżnia, a natura próżni nie znosi. Debiut Ozgi w
numerze 4 z 1989 r. w magazynie „Fantastyka. Komiks” („Księga Miecza”) od razu
zwrócił uwagę charakterystycznym sposobem kreacji świata przedstawionego i
rozpoznawalnym czarno-białym rysunkiem. Postaci szkicowane są cienką, wielokroć
powtarzaną kreską, która sprawia, że bryła, kształt twarzy, struktury budynków
powstają z pajęczynek, nabierają głębi, którą inni twórcy osiągają dzięki
plamie barwnej. To jedna z charakterystycznych cech jego rysunku.
„Księga miecza” jest
historią mityczną, nawiązująca do struktury dawnych podań z kręgu
celtycko-normańskiego. Opowieść o samotnym bohaterze, honorze i zemście z
bardzo wyraźnym pierwiastkiem religijnym, w odniesieniu do tej realizacji
(poprzez fabułę opowiedzianą i rysunek) zawierającą trawestacje „Hamleta”.
Dopisek na końcu historii o czterech kadrach inspirowanych pracami Hala Fostera
pokazuje kulturową ciągłość. Ten model, który zastosował Ozga w debiutanckim
komiksie – za pośrednictwem wspomnianego Fostera – odwołuje się do sposobu
obrazowania wypracowanego przez artystów manieryzmu, z Tintorettem – chociażby
– na czele.
Czy w realizacji rodem z
eposu o bardziej realistycznej czy groteskowej proweniencji Ozga pozostawia
swych bohaterów w pustce. Wypełniło się, zemsta została dokonana, ale
zwycięzców nie ma. Ten wisielczo-nostalgiczny klimat – powtórzony również w
późniejszym „Ernie” – odróżnia go od twórców klasycznej, obrazkowej mitologii.
Sprzysiężenie sześciu
„Quo vadis”, wydany w 2001
r. przez Kolporpress to realizacja wyjątkowa z kilku powodów. Model
zaangażowania wielu osób w tworzenie jednego komiksu nie jest w Polsce zbyt
popularny. Wydawnictwo wierne pierwowzorowi powieściowemu, wydrukowano równolegle
z premierą filmu Jerzego Kawalerowicza.
Wymieńmy wszystkich
zaangażowanych w powstanie dwóch zeszytów: rysunek – Jerzy Ozga, obrazy na
okładkach inspirowane malarstwem akademickim i powszechnie chwalone – Janusz
Ordon, dokumentacja historyczna i artystyczna oparta m.in. na obrazach
Szermentowskiego i Stachiewicza – Andrzej Rębosz, adaptacja (niestety nie
wykorzystująca chociażby świetnie poprowadzonej sienkiewiczowskiej ekspozycji i
uratowana przez genialny rysunek) – Jarosław Miarka, storyboard, kolor –
Grzegorz Majcher i Jacek Rzodeczko. Kielecki „Quo vadis” to opowieść
przywołująca „Upadek Cesarstwa Rzymskiego” Gibbona lub słynną śnieżną scenę
pogrzebu Marka Aureliusza z filmu Anthony’ego Manna. Bohaterowie są zmęczeni,
zmięci, pobrużdżeni. To nie jest świat młodych ludzi, to Rzym starców
Epilog
Historię mógłbym ciągnąć do sześćdziesiątej czwartej
strony magazynu. Ciąg nazwisk: Sylwia Restecka, Janusz Ordon, Jakub Matys,
Rafał Urbański, Norbert Rybarczyk, Artur Sadłos, Łukasz Okólski, Michał Ociesa
– już mają swoje nagrody i publikacje. Po dwóch latach od retrospektywnych
wystaw „Yes’t prawie ok I i II” (przygotowanych przez Stowarzyszenie Twórcze
„Zenit”), subiektywnie wybieram trójkę najbardziej niedocenionych artystów
komiksu związanych z Kielcami.
Robert Kolasa. Potrafi
zamknąć historię w jednym czarno-białym kadrze. Bawi się kalkami, sloganami
kultury masowej, uprawiając coś w rodzaju kulturowego recyklingu. Jego
ulubionym bohaterem jest obcy – pocieszny,
tromboidalny stworek, który odwiedzając Ziemię (najczęściej sielską prowincję)
wikła się w ciąg zabawnych sytuacji Żywiołem tych rysunków jest również język
(frazeologizmy, przysłowia) ukazujący absurd naszej codzienności i kosmicznego
ładu.
Tomasz Łukaszczyk. Budujący kolorem przestrzeń i
bryłę. Wciąż mam wrażenie, iż obok zbioru dzieł Lema i sześciopaku z filmami
Lucasa, ma na biurku atlas entomologiczny. Jego kosmiczne statki, postaci
ludzkie są ekspresjonistyczne, lecz przypominają również ogromne owady, hybrydy
z planet odwiedzanych przez Ijona Tichy’ego. Odwołuje się do metafizycznego
porządku. Te rysunki dopełniają, a czasem wręcz istnieją poza tekstem. Oto
„Droga Krzyżowa” (2010) Łukaszczyka do liryki Adama Ochwanowskiego w popartowskim
anturage’u, z czytelną proweniencją SF.
Zygmunt „Zeke” Kowal. Autor scenariusza do sześciu
części komiksu „Salut bohaterom” (rysunki Jerzy Ozga) – dotychczas wydano tylko
jeden zeszyt. Łączy w spójną opowieść pozornie sprzeczne rzeczywistości –
amerykańskie mity kultury masowej – Gwiezdne Wojny, facetów w czerni z
popularnymi mitami kultury PRL – kapitanami Klossem i Żbikiem. Mieszanka
wybuchowa i przezabawny surrealizm.
I to by było na tyle. Chwilowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz