("Projektor" - 1/2016)
Nieważne, ważne, że trwałą z każdych włosów za 25
złotych robiła, a za 35 to ścięła babę, chłopa i dziecko w komplecie. Takie
miała Duda Renata stawki zaniżone,
zaś obok ilustracja, czarno-biała, kilkoma kreskami, rzeczonej baby, chłopa
i dziecka oczekujących pod nożem gilotyny.
To kwintesencja powieści (może raczej powiastki)
graficznej „Renata” Bolesława Chromrego (pseudonim). Co można napisać o
autorze? Zabawny fragment z jednego wywiadów, w którym udając śmiertelną
powagę, mówił o swojej miłości i uwielbieniu dla serialu „Klan”. Myślę, że to
wystarczy jako rys biograficzny. Coś z „Klanu” i innych telenowel jest w
Renacie – ale a’rebours – bohaterką tivi-łzawca nie bywa raczej fryzjerka z
klas niższych (tak, tak tasiemce wciąż posługują się tym wzorcem „klasowo nam
obcym”, ludzi sortując) z problemami. Lecz powróćmy do Renaty.
Wyjąwszy rysunki – żartobliwe, drwiące, bardziej
drapieżne, tworzone kilkoma kreskami – opowieść o bezbarwnym życiu Renaty
fryzjerki Dudy, tworzy język. Powiastki – bo jest w tej historii coś z
oświeceniowego optymizmu, pogody ducha i marzeń, fryzjerki Dudy z dwojgiem
dzieci, co na ludzi wychodzą i mężem, marzeń o morzu i delfinach
z Discovery.
Zaś bohaterem jest język – wykoślawiony, potoczny,
nieźle podsłuchany, te frazeologizmy z kamienic biedniejszych, autobusów,
fryzjerskich zakładów i maglarskich zakładów. Ten język, który Głowacki z
Koterskim wprowadzili na salony. Pływaj więc Dudo Renato, fryzjerko w
zaświatach z delfinami, nawet gdyby miały być różowe. Ale nie mogą, bo opowieść
jest czarno-biała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz